Geoblog.pl    zinczukkamil    Podróże    Kuba - Meksyk luty 2011    na meksykanskiej ziemi
Zwiń mapę
2011
11
lut

na meksykanskiej ziemi

 
Meksyk
Meksyk, Cancún
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12294 km
 
Po wylądowaniu w Cancun, od razu na lotnisku zaczęliśmy się rozglądać za wypożyczeniem samochodu - nie stanowiło to problemu, bo na lotnisku swoje oddziały mają liczne firmy. Wiedzieliśmy, że chcemy pełne ubezpieczenie i brak opłat za drugiego kierowcę (o ile na Kubie cały czas prowadził Andrzej, tutaj czekało nas więcej kilometrów) - najlepsze warunki dostaliśmy w firmie Dollar. Agent z lotniska wsadził nas do firmowego busa, który zawiózł nas do siedziby firmy (jakieś 150m od terminalu :) ) i na miejscu oczywiście okazało się, że za drugiego kierowcę trzeba dopłacić, bo pana "system nie puści"... Po naszym oburzeniu i tekstach że "nie tak miało być" pan w końcu dał nam za tę cenę lepszy samochód, z automatyczną skrzynią (która miała okazać się bardzo przydatna) i z 2010r. I tak zostaliśmy "posiadaczami" beżowego Nissana. Komfort nieporównywalny z Atosem z Kuby... Wszystkie bagaże weszły do bagażnika, miejsca dużo, super!
W siedzibie wypożyczalni swoje stanowisko miała też miła pani, która miała mapki Cancun, opowiadała gdzie są hotele, restauracje itp. Nie chcieliśmy zostawać w mieście na noc, a wiedzieliśmy, że w stronę Cichen Itza są dwie drogi: płatna nowa autostrada i starsza droga, w przewodniku opisana jako "mniej komfortowa". Oczywiście mieliśmy zamiar jechać tą drugą, pani potwierdziła nasz wybór jako ciekawszą opcję, z wioskami Majów po drodze i możliwością zobaczenia jak oni żyją. Kiedy spytaliśmy o hotel po drodze (było już po 17), z uśmiechem i pewnością potwierdziła, że na pewno i bez problemu coś znajdziemy. Gdybyśmy wiedzieli jak bardzo się myliła...

Pierwszą sprawą jaką musieliśmy załatwić było zatankowanie samochodu- jechaliśmy już na rezerwie. Z sercem na ramieniu i rysującą się wizją pchania naszego Nissana prawie w ostatniej chwili znaleźliśmy stację. Jeszcze szybka przekąska w tym mieście- kurorcie i ruszyliśmy w drogę. Miasto zdaje się nie mieć końca, jego obrzeża rozmywają granicę, pełno jest hoteli, sklepów, galerii itp. Szybko zrobiło się ciemno i w ten sposób złamaliśmy pierwszą przyjętą zasadę - nie jeździć w Meksyku po zmierzchu...
Średnio jednak mieliśmy wyjście, bo po drodze nie było absolutnie ŻADNEGO hotelu czy motelu. Mijane wioski to kilka domów i tyle samo małych sklepików (okazało się, ze to norma- każdy tam chyba ma swój mały biznes). Zaczęliśmy się coraz bardziej denerwować, było już naprawdę późno. W końcu - jest jakiś hotel! Zaspany dziadek otworzył nam dwa pokoje (jedyne...). Syf i porażka, ale nie mieliśmy wyjścia... (cena: 240 peso za pokój). Jeszcze chłopaki przekąsili quesadillas na kolację w rodzinnej "pizzerii" po sąsiedzku i poszliśmy spać. Madzia brzydziła się położyć na tym łóżku i pierwszy raz spała na rozłożonej karimacie, przykryta naszym prześcieradłem. Jak się okazało, nie ostatni...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 253 wpisy253 53 komentarze53 474 zdjęcia474 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
21.06.2012 - 05.07.2012
 
 
01.08.2012 - 17.08.2012