Do viniales dotarlismy wczoraj okolo godziny 13.00 jechalismy ladna pusta autostrada z Havany, potem troszke gorek i zakretow i jestesmy, na przystanku obstapil nas tlum kubanczykow zachecajacych swoje casa na nocleg, ignorujac ich ruszylismy do informacji dla turystow by zamowic bilet do Trynidadu na nastepny dzien, okazalo sie ze autobusy wyruszaja tylko rano o okolicy godziny 8.00 wiec postanowilismy zostac w Vinales do niedzieli, jeden najbardziej cierpliwy z naciagaczy zostal nagrodzony nasza uwaga...
jak sie okazalo mielismy i on i my szczescie, trafilismy do przytulnej casa, przy wielopokoloniowej rodzinie, prababcia, babcia, dziadek, mama tata....etc.... po targach dogadalismy sie na nocleg 20 CUC za spanie 24 CUC za jedzonko...i bylo warto, jedzenie okazalo sie prawdziwa 3 daniowa uczta, ktora rozpoczelismy od chipsow z miejscowych ziemniaczkow do tego wielowazywna salatka plus salatka owocowa..ananas i mango a potem miejscowa zupka i kurczaczek mniam....no i oczywiscie poczestowano nas miejscowym rumem....duza iloscia rumu...
Nastepnego dnia ruszylismi na zwiedzanie doliny, tak jak nam radzono wypozyczylismy rowery , w zasadzie rowery zrezerwowalismy dzien wczesniej na 9.00 ale na miejscu okazalo sie ze sa 3 a na czwarty trzeba bedzie poczekac...wiec czekalismy w miedzyczacie liczac koszt przejazdow ktore nam pozostaly i... okazalo sie ze wynajecia auta na 5 dni jest tylko o 80 CUC - jakies 240 pln drozsze niz nase przejazdy a daje nam duzo wiecej mozliwosci wiec postanowilismy ruszyc w dalsza droge autkiem, a wracajac do doliny, 7 godzin na rowerku...po prawej gorki po lewej gorki /magoty/ , a ponizej spalona sloncem rudo czerwona ziemia...... Dolina piekna a jej mieszkancy nastawieni na turystow, grota indianina 5 CUC, murales prehistoria - taka wielka wymalowana roznokolorowa farba widoczna z odleglosci kilometra skalna sciana 3 CUC...i tu akurat nie placilismy bo z przed ogrodzenia tez dobrze bylo widac.
Wieczorkiem przespacerowalismy sie tez na okoliczne wzgorze do ekskluzywnego hotelu..warto bylo widok niezapomniany a wedrowka wsrod miejcowych domkow i pol swietna..czesgolnie ze gospodaze zaopatrzyli nas w cuba libre /czy tez sami sie zaopatrylismy nie pamietam/.
Czesc nocki spedzilismy na glownym palcu miasteczka w cieniu zrujnowanego kosciola, gdzie odbywalo sie cos na ksztalt fiesty, masa mlodziezy ale tez bylo duzo starszych ludzi no i oczywiscie policji, niedaleko w restauracyjknkach mozna bylo posluchac muzyki na zywo.....i tak nam uplynela sobota....
Dzis rano Andrzej wybral sie do piekarni gdzie udalo mu sie wymienic nacze bezwartosciowe CUP /miejscowa niewymienialna waluta/ na siatke buleczek, wiec pojadamy buleczki przegryzamy mielonka i kabanosem i czekamy na auto /przegladajac wpisy w naszej casa natrafilismy na wpis dwoch dziewczyn z krakowa ....krakowianki.geoblog.pl ucieszylismy sie bardzo poniwaz sledzilismy blog krakowanianek i przypadkowo trafilismy do domu gdzie nocowalu...ostanie kesy buleczki ....a potem w trase, plan jest taki ze na noc dotrzemty do Trynidatu natomiast jedna z opcji jest zjechania z glownej autostrady i przejechania sie nad Zatoke Swin i biwak na plazy....
zobaczymy co nam z tego wyjdzie bo plany planami a zycie zyciem